niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział pierwszy: Transgressus



- Grind wymierza cios prosto w niechroniony brzuch Carvera! Ale w ostatnim momencie Carver unika uderzenia skokiem w lewo! Co za niespodziewany zwrot w akcji! Niewiele brakowało! Carver wymierza cios z półobrotu, ale przeciwnik blokuje tor ruchu i odtrąca kończynę. Nagle chwyta Grind prawe ramię Carvera i próbuje go przewalić na ziemię, podcinając go! Carver pada na matę, a rywal zaczyna go podduszać! Sędzia już zaczyna odliczać! Dziesięć! Dziewięć!- krzyczała Logan siedząc na stanowisku komentatora. Patrzył na arenę i modlił się w duchu by jego przyjaciel w jakikolwiek sposób oswobodził się z uścisku napastnika.


Grind trzykrotnie przewyższał masą Luke'a Carvera. Był to umięśniony osiłek, który nie żarł nic innego oprócz sterydów. Jego skóra była wyraźnie opalona, a na jego ciele widniały wyrzeźbione mięśnie, jednak jego twarz kojarzyła się Loganowi z twarzą byka. Raz na przerwie obiadowej wylał na jego firmową koszulkę z Bóg wie jakiej popularnej firmy sok z porzeczek. Gdy ujrzał jego wyraz twarzy po tym niefortunnym wypadku to przez trzy miesiące spędzał każdą wolną przerwę w zamkniętej kabinie w męskiej łazience. Podsumowując jego wygląd był porażający. W złym tego powiedzenia znaczeniu. A Luke... W porównaniem z tym gościem był jak złota rybka przygwożdżona przez wieloryba. Może i jego przyjaciel nadrabiał te braki sprytem i brawurą, ale w tej sytuacji wydawały się Loganowi bezwartościowe. Chociaż nawet w tej chwili nieposkromiona dzikość jego zielonych jak trucizna oczu była widoczna w odważnym spojrzeniu wysyłanym dla Grinda. Ale czyżby była to tylko tapeta pod świadomością czyhającej porażki? Z tym gościem nic nie wiadomo. Jeśli teraz część jego umysłu się poddała to jego dusza nadal walczyła w tym momencie o nieosiągalny triumf. Logan miał szczerą nadzieję, że coś się zaraz wydarzy. Że Luke magicznie przeteleportuję się na druga stronę maty. Przestał komentować. Nie miał nic to powiedzenia. Część widowni postąpiła podobnie. Czy to już koniec tej walki? Czy już można wybiec na arenę i uhonorować domniemanego zwycięzcę?


Nie... Luke jeszcze wstanie... Logan to wiedział.


On zawsze wstaje. Dosłownie i w przenośni. Nie może zrobić teraz wyjątku.


Nie teraz.


Nie teraz gdy Logan założył się z kolegami o sześćdziesiąt dolców, że wygra jego kompan.


Widział, że Luke próbuje się uwolnić, niestety bezskutecznie. Sala roznosiła chropowaty głos trenera i wiwaty fandomu Grinda. Osoby, które liczyły na wygraną Carvera po części milczały, po części próbowały go zmotywować do ucieczki z potrzasku. Usta Logana bezdźwięcznie zsynchronizowały się z ustami sędziego. Osiem.


Siedem.


I wtedy komentator zrobił coś co złamało główną zasadę jego pracy. A mianowicie " Nie wolno zachowywać się postronnie i ubliżać jednemu z zawodników podczas meczu/walki/kolejki." Wiedział, że po wypowiedzeniu tego zdania, które ciśnie mu się na usta na pewno wywalą go na zbity pysk. Nie to żeby jego pensja była jakaś spora, ale na Laysy i puszkę coli starczyło. A jemu nic więcej do szczęścia nie potrzeba. Już zamierzał wygłosić głośno swoją opinię na temat sprawiedliwości tych zawodów. Wykrzyczeć ją.


Przyłożył usta do srebrzystego, mikrofonu i już miał zacząć swój monolog, gdy poczuł, że ktoś dotyka go za ramię. Spojrzał w prawą stronę gdzie siedziała jego przyjaciółka Lawrence. Była to brunetka z kręconymi, krótkimi do ramion włosami. Jej ubranie składało się z koszulki w paski, żółtego żakietu z czarnym obramowaniem, przylegające jeansy i buty na wysokich koturnach. Teoretycznie razem z nim powinna komentować, ale w praktyce siedziała przez cały czas na telefonie w ogóle nie zwracając uwagi na to co działo się na macie. Tym razem było inaczej. Gdy ich przyjaciel został uziemiony razem z nim koncentrowała się na aktualnym wydarzenia, śledząc bezskuteczne poczynania Luke'a. A teraz gdy Logan patrzył w jej oliwkowe oczy zobaczył jasny przekaz: JA SIĘ TYM ZAJMĘ. Blondyn, więc odsunął się od mikrofonu z ciekawością czekając na dalszy ciąg wydarzeń. Lawrence odchrząknęła i odsunęła od siebie swój najświętszy przedmiot- telefon.


- Posłuchaj mnie ty napakowany tyloma chemikaliami, których nawet Maria Skłodowska Curie tyle w swoim laboratorium nie miała! Posłuchaj mnie ty krzyworyjcu! Twoja matka cię chyba w reklamówce na spacer nosiła! A twoja morda wygląda tak jakby twój ojciec przejechał cię kosiarką gdy spałeś w ogródku!- zaczęła krzyczeć brunetka. Czyż ona nie jest wspaniała?- pomyślał Logan. Wszystkie te szyderstwa mówiła z taką gracją! Była taka piękna... Nawet gdy się denerwowała i wyskakiwała jej taka żyłka to i tak zdaniem Logana wygrałaby Miss Universe. A jej działania przyniosły zamierzony skutek.


Widownia z zainteresowaniem zaczęła jej słuchać, a sam Grind odwrócił się w stronę loży, szukając swoimi małymi oczkami źródła tego nagłego i elektryzującego głosu co przyczyniło się do odwrócenia uwagi od Luke'a, który także spojrzał się w ich stronę. Logan zauważył, że jego przyjaciel wymawia bezdźwięcznie "Dziękuję!". Nagle sędzia podgłośnił swój mikrofon, że po całej sali znowu zaczęły rozbrzmiewać odgłosy odliczania.


- Cztery! Trzy!- wrzeszczał sędzia, ale zanim Grind z powrotem skupił się na swojej ofierze, Luke zastosował podcięcie Rocco'wa. Osiłek stracił panowanie nad sytuacją i sam upadł na matę, a Luke odlepił się od podłoża. Zanim Grind zdążył wstać to Carver chwycił go za rękę i wykręcił ją w bolesny sposób tak, że wyglądała jak rogalik, uniemożliwiając mu zarazem powstanie.


Widownia zawyła. Logan uśmiechnął się od ucha do ucha i spojrzał na Lawrence, która jak gdyby nigdy nic wróciła to telefonu.


- Jesteś wspaniała- szepnął w jej stronę, ale brunetka kompletnie go zignorowała. Blondyn spojrzał na matę. Ale jak podejrzewał nic się tam nie zmieniło. Luke nadal trzymał Grinda w żelaznym uścisku, a osiłek nie mógł się poruszyć, ponieważ chociażby najmniejsza próba zmienienia ułożenia ciała skutkowała potwornym bólem. Fandom przeciwnika Carvera zaczął obrażać Luke, ale ten nie chciał popełnić błędu rywala, więc z pełną koncentracją skupił się na tym, żeby szala zwycięstwa pozostała po jego stronie. Sędzia zaczął odliczać sekundy, a Logan z radością wtórował za nim podobnie jak część widowni.


- Osiem! Siedem! Sześć! Pięć...- blondyn nagle przestał, a powodem był jego i Lawrence szef, który niczym kat szedł w ich stronę. Postanowił w tym przypadku dokończyć kibicowanie Luke'owi gdzieś na widowni. Dotknął swoją przyjaciółkę i zanim ta zdążył mu przywalić skinął głową w stronę kierownika. Lawrence szybko zrozumiała powagę sytuacji i razem z Loganem po cichu wyszli przez tylne drzwi. Gdy dotarli na widownię okazało się, że walka się skończyła. Tłumy ludzi wpadło na matę gdzie sędzia trzymał w lewej ręce Luke'a, a w drugiej Grinda. Lewe ramię trenera było podniesione co oznaczało...


- Luke wygrał.- podsumowała Lawrence stojąc koło wodopoju. Starała się mieć obojętną minę, ale Logan dostrzegł, że jej kącik ust delikatnie się uniósł.- Idziemy do niego?- spytała, patrząc na lekko nieprzytomnego Luke'a, którego otaczał tłum ludzi.


- Poczekajmy aż sobie pójdą.- powiedział blondyn, odrzucając do tyłu swoje długie włosy.- Chociaż nie wątpię, żeby się ucieszył gdyby nas zobaczył. A szczególnie ciebie.- zwrócił się do brunetki, która próbowała nalać sobie lodowatej wody do plastikowego kubeczka.- No wiesz... Gdyby nie ty mógłby już nie wstać... I wtedy mógłby nie wygrać... No...


- On jest chory- przerwała mu Lawrence.


- Co?- zapytał Logan wyrwany z kontekstu rozmowy.


- Trzeba być wariatem żeby mierzyć się z Grindem. Dziwię się, że nie skończył w szpitalu. A, o wygranej to już nie wspomnę.- wyjaśniła i wzięła łyk.


- Dostał się do finału. Nie w jego stylu przegrać walkowerem, bo nie chciało mu się trochę zmęczyć. Nie przeczę, że porwał się z motyką na słońce, ale powinniśmy się już do tego przyzwyczaić.- bronił przyjaciela Logan.


- Ty jesteś taki sam.- skomentowała brunetka, koncentrując wzrok oliwkowych oczu właśnie na nim. Z wrażenia poczuł nagły przypływ gorąca.


- Ja?!- zapytał Logan rozpościerając ręce w geście obronnym.- Ja nie jeżdżę bez trzymanki na rowerze z zawiązanymi przepaską oczami, nie włażę na szczyt drzewa, ponieważ jestem ciekawy czy mi się to uda, ja nie przechodzę przez ogrodzenie żeby zrobić zdjęcia jakiemuś cholernemu tygrysowi! Ja przez trzy miesiące siedziałem w kiblu, bo bałem się spotkać Grinda na korytarzu po sytuacji z sokiem porzeczkowym!


- Jak miło, że się przyznałeś.- zachichotała Lawrence, a do Logana dotarło jak wielkie głupstwo popełnił.- Ale nie o to mi chodziło.- przyznała brunetka.- Myślisz, że nie wiem o twoich zakładach na hajs?- spytała, patrząc na niego i wywiercając swoim spojrzeniem w nim dziury.


- Zakłady? O czym ty mówisz?


- Nie udawaj, że dopiero co przyszedłeś. Od dawna wiem, że się zakładasz.- oświadczyła Lawrence, wypijając resztkę wody.- Nie szkoda, ci pieniędzy?


- Och, to tylko taka zabawa...- mruknął Logan.- Naprawdę nic poważnego. Nie musisz się mną martwić.- stwierdził blondyn, niepewnie zerkając w stroną swojej przyjaciółki.


- Oboje skończycie tak samo.- zadeklarowała Lawrence, wyrzucając kubek do kosza.- W zamknięciu. Tylko, że on w trumnie (gdy to mówiła skinęła głową na Luka, który zaciągnięty przez miejscowych dziennikarzy próbował potajemnie umknąć), a ty w pierdlu.


- Chciałabyś...- mruknął Logan.- O, patrz Skywalker idzie.- powiedział blondyn, starając się uniknąć dalszego drążenia tego niezręcznego tematu.


Nie mylił się.


Chwiejnym krokiem w ich stronę zmierzał Luke. Był to blondyn z energetycznymi oczami i trwale przyczepionym uśmiechem na twarzy. Wyglądał na nieźle zmęczonego w przeciwieństwie do Grinda. I w przeciwieństwie do rywala nie było widać u niego żadnej masy mięśniowej na pierwszy rzut oka. Skórę miał koloru mleka, a przynajmniej w tym momencie. Logan nigdy by tego głośno nie powiedział, ale gdyby odjąć od Carvera te wszystkie siniaki, które nazbierał dziś to mógłby uchodzić wśród dziewczyn za przystojnego. Luke pomachał ręką do nich i już miał coś powiedzieć, gdy nagle drogę przecięło mu coś koloru bordo i z chmarą czarnych loków. A mianowicie jego dziewczyna.


- Misiaczek!- wrzasnęła i wpadła na Luke'a, całując go na powitanie i uwieszając się na nim aż pod szatynem ugięły się kolana. Na szczęście Luke ostatkami sił utrzymał równowagę.


- Cherry?- zapytał Carver, lekko zaskoczony tym nagłym przywitaniem.


- No Cherry!- odkrzyknęła, poprawiając sukienkę, a torby z zakupami zsunęły jej się do nadgarstków.- A teraz selfie z moim zwycięzcą!- oświadczyła i wysunęła przed nimi telefon w różowym pokrowcu i zanim Luke zdążył zaprzeczyć, zrobiła dzióbek i błysnęła mu lampą. Blondyn po tym wydarzeniu wielokrotnie musiał zamrugać powiekami by móc cokolwiek widzieć.


- Jak było u lekarza?- zapytał Luke, spoglądając na swoją dziewczynę.


- Pediciurzystka była bardzo miła- odpowiedziała zdawkowo Cherry, kontynuując robienie zdjęć tylko, że teraz samodzielne.


- Pediciurzystka?- zapytał Luke.- Powiedziałaś, że to bardzo ważna sprawa! Dlatego nie mogłaś przyjść na finał!


- Finał? Wiesz, ja tam nie znam tego waszego sportowego słowniczka. Ale wiem jak mogę Ci wynagrodzić moją nieobecność! - zawołała z radością.


- Jak?- zapytał sceptycznie i z dystansem Luke.


- Och, już nie rób takiej minki... Zabieram cię na spacer! Czy spędzenie ze mną twojego wolnego czasu ze mną nie jest najlepszą z możliwych nagród?


Carver spojrzał na dwójkę swoich przyjaciół. Już był z nimi umówiony. Mieli iść po turnieju do skateparku. Pojeździliby trochę na deskach, wydurniając się i nabijając się z swoich upadków i porażek. Później Lawrence, pewnie wygarniałaby im ich głupotę, a potem i tak cała trójka usiadłaby na rozpadającym się murku, popijając mrożoną kawę i gadając o wszystkim, a w szczególności o niczym.


Miało być tak fajnie...


Nie to, że z jego dziewczyną będzie gorzej... Jednak Luke miał nieodparte wrażenie, że mocno się zmieniła kiedy zaczęli się spotykać. Poznał ją jako cichą, miłą koleżankę, potrzebującą osoby przy której mogłaby się otworzyć. Odpowiadając jej tak, gdy zapytała się go o to, czy będzie jej chłopakiem niespodziewał się, że po miesiącu aż tak będzie się mogła zmienić. Próbuje dostosować się do jej nowej osobowość, ale...


- Cherry... To byłoby super, ale jestem już umówiony z Loganem i Lawrence... Musimy obgadać najnowszy sezon Scherlocka oraz powrót Guns' ów... I jeszcze parę innych rzeczy... Może pójdziesz do skateparku razem z nami? - powiedział nieśmiało Luke, licząc, że brunetka odpowie coś w rodzaju " Nie no, spoko. Rozumiem twoje potrzeby. To ja wyskoczyłam tak naglę z tą propozycją. Przepraszam, że nie było mnie na tak ważnym dla ciebie wydarzeniu. To pójdziemy może na spacer jutro?"


Odpowiedź była mniej zadawalająca.


- Nie chcesz iść na spacer z w ł a s n ą d z i e w c z y n ą?! Czy ty wiesz jak bardzo mnie to b o l i?! Czy ty kiedykolwiek myślisz czego j a c h c ę?! Powinieneś być zawsze przy mnie! Powinieneś chcieć tego samego co ja! JESTEŚ BEZNADZIEJNY!- zaczęła krzyczeć Cherry, wymachując rękoma zaplątanymi w reklamówki na których widniały nazwy prestiżowych sklepów. Skończywszy to wyznanie, energicznym krokiem udała się do prawego korytarza.


Luke stał skamieniały, przetwarzając powoli usłyszane słowa. Podążał wzrokiem za Cherry. Nie wiedział co zrobić. Był skończonym debilem jeśli chodzi o sprawy sercowo-emocjonalno-przyjacielskie. Spojrzał w stronę swoich przyjaciół, którzy oparci o ścianę, przyglądali się tej sytuacji z rozdrażnieniem, rozbawieniem i zażenowaniem jednocześnie.


- Dziękuję, że mi pomogliście... Gdyby nie wy to bym przegrał. Wiem, że mogę na was liczyć, jesteście wspaniałymi przyjaciółmi...- oświadczał Luke, trąc dłonie i skacząc spojrzeniem z korytarza do nich.- I, że jesteście mega... i...


- Nie wkur**aj nas, tylko leć do niej.- powiedziała Lawrence, potrząsając głową i odgarniając tym sposobem niesforne kosmyki z twarzy.- Ale na wieczorze filmowym masz być w piątek. A za karę, to ty zasuwasz po żarcie do osiedlowego.- mruknęła, a w jej głosie można było usłyszeć grozę.- A jak nie, to tak się tobą zajmę, że ta pinda nawet nie będzie chciała mijać cię na korytarzu! Pojąłeś, Skywalker?!


- Yes, my lorde...- powiedział Luke, kłaniając się głęboko i uśmiechnął się w ich stronę.- Jeszcze raz dzięki i sorry...


- LUKASIE CARVER, MIAŁEŚ ZA MNĄ POBIEC DO TEGO DURNEGO KORYTARZA !- usłyszeli wszyscy zebrani, głos Cherry, dobiegający za ściany.


- No to pa.- podsumował szybko Luke i pobiegł w stronę swojej dziewczyny.

Prolog



Plotka szpitalna


Dziecko, które nie ukończyło roku przeżyło poważny wypadek. Jego matka upuściła je, a ono spadło, udarzając głową o posadzkę.

Zapadło w śpiączkę. Lekarze przez wiele lat nie potrafili znaleźć sposobu na wybudzenie go. Próbowano na wiele metod, używając różnego rodzaju leków i terapii. Jednak nic nie pomogło.

Rodzina wpadła depresję. Rozbiła się. Małżeństwo wzięło rozwód, a matka, która nie mogła sobie wybaczyć swojego błędu, oszalała i trafiła do zakładu psychiatrycznego dla ciężko chorych. Poczucie winy ją dobiło i zmarła młodo, w wieku niecałych czterdziestu lat.

Nic nie wróżyło na to, że długotrwały pacjent kiedykolwiek już podniesie zamknięte powieki. Minęły dwadzieścia trzy lata.

Zdarzył się cud.

Lekarze mogli wreszcie zobaczyć błękit jego zdezorientowanych oczu.

Obudził się. Maleństwo, które zasnęło, obudziło się w ciele dorosłego mężczyzny.

Personel szpitala nie zdążył wyjść z szoku. Chwilę potem doznali następnego wstrząsu.

Mężczyzna u m i a ł m ó w i ć.

Nie powinien tego potrafić. Nie miał jak się w ogóle nauczyć. Lekarze szybko pojęli, że jego stan jest jednak dla nich enigmą.

Próbowali wyjaśnić mu jego sytuację. Wytłumaczyć. Ale skończyło się na tym, że to oni słuchali o tym, co wiedział obudzony. Do uszy lekarzy docierały słowa takie jak: misja, powstanie, śmierć i jakieś damskie imię, które pacjent co chwila wymawiał.

Osoba, która przez większość swojego życia nie posiadała kontroli nad swoim własnym ciałem, mówiła o czymś co nigdy się nie wydarzyło. Pacjent musiał być szalony. Ale z czego mogłoby wynikać tak zaawansowane szaleństwo? Lekarze podjęli ostateczną decyzję o tym, że mężczyzna pozna prawdę, że wszystkie jego wspomnienia są sfałszowane...

Jednak on nie chciał tego do siebie przyjąć. Co prawda, oszołomiła go elektronika, której nie znał wokół niego. Mimo wszystko upierał się, że nigdy nie zapadł w śpiączkę. Jednakże personel był zdeterminowany, by dać mu do zrozumienia jego stan przez ostatnie lata.

Mężczyzna wpadł w szał. Wstał energicznie, ale niezdarnie i uderzył lekarza, który podważał prawdomówność jego słów. Doktor bez przytomności osunął się na posadzkę.

Personel w ciągu sekundy zareagował na agresję pacjenta. Pewna pielęgniarka wyjęła strzykawkę z substancją usypiającą, ale nie zdążyła wbić jej w kark mężczyzny. To ona już po chwili leżała z igłą w tchawicy koło łóżka szpitalnego w kałuży szkarłatnej krwi.

Obudzony okazał się zadziwiająco sprawny fizycznie, czego wcześniej nie odnotowali. Poza tym posiadał niezwykłe umiejętności w walce wręcz, mimo iż na początku jego ciało poruszało się jakby w spowolnieniu. Porwał z pobliskiej szafki skalpel i za nim ktokolwiek zdążył się zorientować zabił czterech lekarzy. Pewnie mordercza jatka trwałaby dalej gdyby nie ptak, który usiadł na oknie. Pospolite, miejscowe zwierzę wprawiło mężczyznę w nieopisany strach. Nikt z ocalałych nie był w stanie wytłumaczyć dlaczego. W ciągu dwudziestu czterech godzin byli świadkami tylu cudów i tragedii, że czuli się wyssani z życia.

Pacjent zaczął panicznie krzyczeć i w mgnieniu oka wybiegł z pomieszczenia, zostawiając łóżko, przy którym był przykuty latami. Nikt z ochrony nie potrafił go zatrzymać.

Mężczyzna uciekł z szpitala. Stanął zdezorientowany widząc ruchliwą ulicę szybkiego ruchu roztaczającą się przed nim. Złapał się za głowę, a z oczu leciały mu łzy. Mamrotał przeprosiny dla jakiejś osoby, ale nikt nie był w stanie powtórzyć jej imienia.

Dokładnie dwie minuty później i trzydzieści osiem sekund, kamery miejskie zarejestrowały dorosłego mężczyznę w szpitalnym stroju, który z zaciśniętymi powiekami wbiegł pomiędzy dwie przejeżdżające z naprzeciw siebie ciężarówki.

Jego ciało zostało rozerwane na pół.




Teraz po pogrzebie trzeba zadać sobie tylko jedno pytanie.




Dlaczego?

Słowem wstępu

Uszanowanko. 

Jesteśmy dwiema przyjaciółkami o odmiennych charakterach, które nie dawno zaczęły swoją przygodę z pisarstwem. Wymyślanie i kombinowanie fabuły oraz bohaterów sprawia nam ogromną frajdę i mamy szczerą nadzieję, że czytanie naszych prac da wam wiele przyjemności, a historia Luke'a i Sky zapewni Wam wiele emocji i dobrych wspomnień. Rozdziały będą (miejmy nadzieję) pojawiać się regularnie - co dwa tygodnie. 

Miłej lektury życzą Żulian i Żocheł 

Znajdziecie nas również tutaj ----> https://www.wattpad.com/user/Rzolian