niedziela, 26 lutego 2017

Prolog



Plotka szpitalna


Dziecko, które nie ukończyło roku przeżyło poważny wypadek. Jego matka upuściła je, a ono spadło, udarzając głową o posadzkę.

Zapadło w śpiączkę. Lekarze przez wiele lat nie potrafili znaleźć sposobu na wybudzenie go. Próbowano na wiele metod, używając różnego rodzaju leków i terapii. Jednak nic nie pomogło.

Rodzina wpadła depresję. Rozbiła się. Małżeństwo wzięło rozwód, a matka, która nie mogła sobie wybaczyć swojego błędu, oszalała i trafiła do zakładu psychiatrycznego dla ciężko chorych. Poczucie winy ją dobiło i zmarła młodo, w wieku niecałych czterdziestu lat.

Nic nie wróżyło na to, że długotrwały pacjent kiedykolwiek już podniesie zamknięte powieki. Minęły dwadzieścia trzy lata.

Zdarzył się cud.

Lekarze mogli wreszcie zobaczyć błękit jego zdezorientowanych oczu.

Obudził się. Maleństwo, które zasnęło, obudziło się w ciele dorosłego mężczyzny.

Personel szpitala nie zdążył wyjść z szoku. Chwilę potem doznali następnego wstrząsu.

Mężczyzna u m i a ł m ó w i ć.

Nie powinien tego potrafić. Nie miał jak się w ogóle nauczyć. Lekarze szybko pojęli, że jego stan jest jednak dla nich enigmą.

Próbowali wyjaśnić mu jego sytuację. Wytłumaczyć. Ale skończyło się na tym, że to oni słuchali o tym, co wiedział obudzony. Do uszy lekarzy docierały słowa takie jak: misja, powstanie, śmierć i jakieś damskie imię, które pacjent co chwila wymawiał.

Osoba, która przez większość swojego życia nie posiadała kontroli nad swoim własnym ciałem, mówiła o czymś co nigdy się nie wydarzyło. Pacjent musiał być szalony. Ale z czego mogłoby wynikać tak zaawansowane szaleństwo? Lekarze podjęli ostateczną decyzję o tym, że mężczyzna pozna prawdę, że wszystkie jego wspomnienia są sfałszowane...

Jednak on nie chciał tego do siebie przyjąć. Co prawda, oszołomiła go elektronika, której nie znał wokół niego. Mimo wszystko upierał się, że nigdy nie zapadł w śpiączkę. Jednakże personel był zdeterminowany, by dać mu do zrozumienia jego stan przez ostatnie lata.

Mężczyzna wpadł w szał. Wstał energicznie, ale niezdarnie i uderzył lekarza, który podważał prawdomówność jego słów. Doktor bez przytomności osunął się na posadzkę.

Personel w ciągu sekundy zareagował na agresję pacjenta. Pewna pielęgniarka wyjęła strzykawkę z substancją usypiającą, ale nie zdążyła wbić jej w kark mężczyzny. To ona już po chwili leżała z igłą w tchawicy koło łóżka szpitalnego w kałuży szkarłatnej krwi.

Obudzony okazał się zadziwiająco sprawny fizycznie, czego wcześniej nie odnotowali. Poza tym posiadał niezwykłe umiejętności w walce wręcz, mimo iż na początku jego ciało poruszało się jakby w spowolnieniu. Porwał z pobliskiej szafki skalpel i za nim ktokolwiek zdążył się zorientować zabił czterech lekarzy. Pewnie mordercza jatka trwałaby dalej gdyby nie ptak, który usiadł na oknie. Pospolite, miejscowe zwierzę wprawiło mężczyznę w nieopisany strach. Nikt z ocalałych nie był w stanie wytłumaczyć dlaczego. W ciągu dwudziestu czterech godzin byli świadkami tylu cudów i tragedii, że czuli się wyssani z życia.

Pacjent zaczął panicznie krzyczeć i w mgnieniu oka wybiegł z pomieszczenia, zostawiając łóżko, przy którym był przykuty latami. Nikt z ochrony nie potrafił go zatrzymać.

Mężczyzna uciekł z szpitala. Stanął zdezorientowany widząc ruchliwą ulicę szybkiego ruchu roztaczającą się przed nim. Złapał się za głowę, a z oczu leciały mu łzy. Mamrotał przeprosiny dla jakiejś osoby, ale nikt nie był w stanie powtórzyć jej imienia.

Dokładnie dwie minuty później i trzydzieści osiem sekund, kamery miejskie zarejestrowały dorosłego mężczyznę w szpitalnym stroju, który z zaciśniętymi powiekami wbiegł pomiędzy dwie przejeżdżające z naprzeciw siebie ciężarówki.

Jego ciało zostało rozerwane na pół.




Teraz po pogrzebie trzeba zadać sobie tylko jedno pytanie.




Dlaczego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz